Dopiero wieczorem zorientowałam się, co mi nie pasowało przez cały czas. Ani razu nie musiałam się szczypać. Mój dar zniknął...?
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Tak bardzo chciałam, żeby ktoś mi to wszystko wytłumaczył...
Żeby ze mną porozmawiał... Żebym mogła opowiedzieć o tych dziwnych zdarzeniach...Nagle poczułam zimny powiew. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą przystojnego chłopaka o ciemnej karnacji, ciemnych włosach i stalowoszarych oczach. "To ten chłopak z autobusu... Dominik." - pomyślałam wtedy.
- Cześć, Melanio - powiedział.
- Cześć...
- Mamy do omówienia parę... ekhem... spraw.
Wpatrywałam się w niego tak uporczywie, że myślałam, że zaraz wyskoczą mi gałki oczne... Ale na szczęście trzymały się na swoim miejscu.
- A więc...?
Chłopak przysiadł na łóżku. Miał na sobie skórzaną kurtkę i przetarte jeansy. I bardzo ładnie pachniał...
- A więc... Twój dar... To, że dotykiem czytasz obrazy przechowywane przez rzeczy czy... czy ludzi tam gdzieś głęboko... - chłopak wskazał lewą pierś. - To rzadkie.
-I...? - pogoniłam go.
- No i bardzo mi kogoś przypominasz. Bardzo dawną znajomą. Ale to nieważne. Wróćmy do twojego daru. Musisz się nauczyć to kontrolować...
- Co ty nie powiesz? - prychnęłam, siadając na łóżku.
- Nie przerywaj - westchnął. - Jako że to wszystko to częściowo przeze mnie...
- Co?! - krzyknęłam.
- Ciszej! - syknął. - Zapomniałaś, że mamy na karku grubą staruchę i słodką idiotkę?
Wkurzył mnie. Wszystko we mnie wrzało. Straciłam panowanie nad sobą samą.
Rzuciłam się na niego z łapami.
- Zostaw mnie - warknął, ale ja już dotknęłam dłonią jego rozpalonej szyi.
***
Pochłonęła mnie ciemność. Ale wokół czułam obecność wielu ludzi. I żar. Straszny. Nie do wytrzymania. Diabelski...
Szłam z tłumem. Ocierały się o mnie spocone, rozgrzane, nagie ciała.
Było coraz goręcej.
Przed nami zaczęło majaczyć coś jasnego, przypominającego kolorami ogień.
Byliśmy coraz bliżej. Zaczynałam widzieć co jest wokół mnie.
Znajdowaliśmy się w czymś przypominającym kamienną jaskinię. Na wystających półkach ktoś stał i coś krzyczał...
***
- Co ty wyprawiasz?! - warknął chłopak. Miał dziwny wyraz twarzy, jakby coś go bolało...
Nic nie odpowiedziałam.
W stalowych oczach chłopaka widziałam odbicie tamtych płomieni z wizji... Coś go gryzło.
- Nieważne... - chłopak wzruszył ramionami. - Masz. To pomoże ci z opanowaniem daru - rzucił w moją stronę małe zawiniątko. - Powodzenia - powiedział sucho, po czym podszedł do okna, otworzył je i wyskoczył.
Wyskoczył z okna?!
Wyskoczyłam z łóżka.
Oparłam się o parapet i zaczęłam przyglądać się ulicy. Ciemny kształt przemknął po ogrodzie i zniknął za krzakiem aronii.
On to przeżył.
Bez żadnych uszczerbków.
Ciekawe...
***
Na biurku obok zdjęć rozłożyłam zawartość zawiniątka od stalowookiego.
Kilka wisiorków.
Bransoletka.
Pierścionek.
Klucz.
Mała, złota chusteczka.
Nałożyłam pierwszy medalion z brzegu - niewielka perełka na srebrnym sznureczku.
Wyciągnęłam dłoń w stronę fotografii, na której bawiłam się w berka z kuzynką...
- Mela! Już pora spać! Natychmiast!
Westchnęłam.
To znaczyło, że testowanie amuletów musiałam pozostawić na następny dzień.
26/02/2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz