Grzeb po konkret!

środa, 17 lipca 2019

[Mój świat] Rozdział (nieszczęśliwie) XIII: Romantycznie, prawda?

Zbiegłam schodami.
Nie oglądając się za siebie podeszłam do szafek z butami. Schyliłam się i wyciągnęłam czarne kozaczki do półłydki na niziutkim obcasie.
 - Jesteś pewna, że są odpowiednie...? - usłyszałam nad sobą.
 Zdenerwowana podniosłam się i... grzmotnęłam głową w brzuch chłopaka.
- Dobrze ci tak - mruknęłam cicho. - Przepraszam! - dodałam głośniej.
Siedziałam w kucki przed szafką zawaloną wszelkiego rodzaju butami z brunetem pochylonym nade mną, kiedy usłyszałam skrzypienie schodów.
- Melcik, dokąd idziecie?
- Ym... Tego... Park... Bulwary... Miasto... - mruczałam bezsensu.
- Spacer, psze pani - odparł chłopak, prostując się.
Zerknęłam w bok, w stronę schodków. Babunia stała w różowym sweterku i granatowych dresach z długimi włosami zawiniętymi na wałeczki. Miała dziwne, nieobecne spojrzenie. Nagle stuknęła dłonią o poręcz, uśmiechnęła się i ze słowami "miłej zabawy" poczłapała na górę.
Wróciłam do szafeczki. Chwyciłam szare trapery, mówiąc:
- Teraz lepiej, panie wszechwiedzący?
- Tak, mała...
Założyłam buty i podniosłam się z miękkiego dywanu. Z wieszaka zdjęłam moją ciepłą, granatową kurtkę i, nie patrząc na mojego gościa, narzuciłam ją na siebie. Z półeczki wzięłam klucze i ruszyłam do wyjścia. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi.
Wszędzie było biało. Płatki sypały się z nieba, zaspy były po kolana. Na podjeździe warstwa śniegu była świeża, ktoś musiał niedawno go pozgarniać. Z kolei na zwykle zielonej, kwiecistej rabatce wielkie góry śniegu były prawie równe mnie.
- Kochanie, zamknij drzwi, bo nam do środka wieje! - usłyszałam z głębi domu.
Stałam oparta ręką o framugę, z jedną nogą na progu.
Wyszłam na zewnątrz i wykonałam polecenie babuni. Kiedy przekręciłam klucz poczułam, że ktoś łapie mnie w talii i podnosi. Nie mogłam się obrócić, zaczęłam wierzgać, wyrywać się.
- Spokojnie, mała. Nic ci nie zrobię - usłyszałam.
Widoki zmieniały się w zastraszającym tempie. Domy z mojej ulicy. Blokowisko przy szkole. Autostrada. Las.
Trzymał mnie mocno i pewnie.
Zwolniliśmy, kiedy zobaczyłam zasnieżoną plażę. Postawił mnie. Sosny ozdobione białym puchem otaczały małą polankę prowadzącą do oblodzonego jeziorka. Widok niczym z zimowej pocztówki.
- Romantycznie, prawda?
Obróciłam się. Brunet uśmiechał się do mnie.
- Nie. - odparłam wbrew temu, co widziałam. - Chcę wiedzieć - wyrzuciłam z siebie.
Chłopak zamrugał ze zdziwieniem.
- Co...?
- Dominik, nie żartuję.
Stalowe oczy zmatowiały.
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknął.
- Powoedz mi lepiej o co wam chodzi - odparłam chlodno. - O co chodzi z tym, co widzę, co czuję, co wyprawiasz ze swoim braciszkiem? Jak to się dzieje, że znikąd pojawiacie się w moim domu, że wskakujecie bez wysiłku do mojego pokoju przez okno, ze sterujecie mną jak marionetką? O co chodzi z amuletami? Co wypraiwasz z moją głową? Dlaczego nic nie wiem? Gdzie moja pamięć? Skąd dziwne wizje? Dlaczego nic nie mówisz? To boli, wiesz? Jestem tylko człowiekiem. Zwykłą, niewyróżniającą się szesnastolatką. Czemu akurat mnie to wszystko się musiało przydarzyć...?
Dominik odszedł kilka kroków i oparł się o pień wysokiej sosny.
- Nie jesteś zwykłą nastolatką.
- No przepraszam, ogrem nie jestem - fuknęłam i podeszłam do niego.
- To prawda, jesteś za ładna na ogrzycę.
Westchnęłam.
- Możesz nie zmieniać tematu?
- Nie. - wzruszył ramionami. - Nie mogę za dużo ci powiedzieć.
Popatrzyłam na niewzruszoną twarz stalowookiego. Poczułam zbierające się we mnie frustrację, gniew, złość, niecierpliwość, pragnienie wiedzy, powrotu do normalnego życia i przyjaciół... Zwinęłam rękę w pięść i obróciłam się energicznie, celując w brzuch bruneta...
...uderzyłam jednak nie w chłopaka a w pień sosny. Znowu zniknął zanim zdążyłam cokolwiek mu zrobić.
Rozejrzałam się wokół. Stał na drugim końcu polany.
- TCHÓRZ! - ryknęłam na całe gardło. - Boisz się mnie? Boisz się dziewczyny? A może próbujesz uniknąć pytań? Nic ci to nie da! I tak się wszystkiego dowiem! - z tymi słowami ruszyłam przez śnieg w stronę leśnej dróżki.
- Stój - coś mnie zatrzymało. Nie mogłam zrobić kroku w przód.
- Jak ty to robisz? - mruknęłam wściekła. - Możesz mnie puścić? Chcę iść...
- Powiedziałem stój...?! - warknął i już stał przede mną. - Chcesz odpowiedzi? Proszę bardzo. Pytaj. - odwrócił się do mnie tyłem.
Coś, co mnie trzymało, zdawało się opaść między nas.
- Pytasz czy nie? - syknął. - Nie mam wieczności. No i... i nie... No... Nie chcę żebyś tu zamarzła...

23/03/2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz