Zrzuciłam buty i kurtkę w przedpokoju. W całym domu było nienaturalnie cicho. Wszystkie światła były pogaszone, zdawało się, że cały dom jest pogrążony w głębokim śnie.
Powoli ruszyłam przed siebie korytarzem. Po drodze zerknęłam na duży zegar, stojący w salonie, który wskazywał zaskakującą dla mnie 3.40. "Jak to możliwe? - przeszło mi przez myśl. - Nie mogłam przecież... tyle czasu... Dominik...". Spokój w mojej głowie zniknął bezpowrotnie. Już wiedziałam, że na szybki sen nie mam co liczyć. Galopujące myśli krążyły wokół tajemniczego chłopaka. "W sumie już nie aż tak tajemniczego..." - wspinając się po schodach, wróciłam myślami do przytulnej kawiarni. Pomyśleć, że ktoś taki dość zwyczajny, ktoś kogo codziennie mijamy na korytarzach szkoły może być kimś tak niezwykłym...
Moje rozmyślania przerwały dźwięki dochodzące z pokoju Wiki. Zdawało mi się, że słyszę szepty. Po cichu, na palcach, podeszłam pod sypialnię siostry i przystawiłam oko do dziurki od klucza. Nie było nic widać... Zaczęłam uważnie nasłuchiwać. Doszedł mnie cichy głos Wiki i... kogoś jeszcze. Wydawał się znajomy...
- ...jej powiedzieć...
- ...za wcześnie!... jeszcze czasu...
- Nie mamy przed sobą tajemnic! - pisk mojej siostry mógłby zbudzić zmarłego.
- Ciiiii... Chyba ktoś tu nas słyszy... - męski głos zdawał się być coraz bliżej.
Bojąc się zdemaskowania przemknęłam szybko do siebie i zamknęłam cicho drzwi. Zacisnęłam powieki i (mając nadzieję, że nie będą sprawdzali kto ich podsłuchiwał) osunęłam się po ścianie na podłogę. Chwilę siedziałam w bezruchu, próbując uspokoić oddech i myśli. Nasłuchiwałam.
- Do jutra! - dobiegł mnie cichy głos siostry.
Po chwili rozległ się skrzyp schodów, po nim przekręcanie klucza w zamku i znów odgłos wchodzenia po schodach. Kiedy trzasnęły drzwi pokoju Wiki zrozumiałam, że jej gość musiał już wyjść.
Wciąż siedziałam na podłodze, kiedy poczułam lekki powiew wiatru. Podniosłam powieki i zobaczyłam blondyna zamykającego okno.
- Cześć - niepewnie szepnął, odwracając się ku mnie. Błękitne oczy wpatrywały się we mnie ze spokojem i ciekawością jednocześnie.
Kiwnęłam głową na powitanie, wstałam z miejsca i podeszłam do łóżka, a którego brzegu przysiadł już chłopak.
- Więc już wiesz o Dominiku...? - zapytał. W głowie coś mi zaświtało. Ten głos słyszałam niedawno...
- Byłeś u Wiki - stwierdziłam bez ogródek.
- Tak - potwierdził, wyraźnie zdziwiony moimi słowami. - A o co chodzi?
- Co tam robiłeś? - mój ton był oschły. Może trochę za bardzo...
- Wiesz... - skrępowany zaczął drapać się po karku. - No bo... Rozmawialiśmy.
- Okej - uniosłam brew. Stwierdziłam, że za wiele z niego teraz nie wyciągnę. Postanowiłam zapytać później Wiki... - O co się pytałeś?
Przewrócił oczami i westchnął. Nie wiedziałam, czy to był wyraz ulgi, zakłopotania czy po prostu dał upust swojej irytacji (wywołanej zapewne moją dociekliwością).
- Pytałem czy wiesz już o Dominiku.
- Tak, wiem - odparłam. - A czemu pytasz?
- Co wiesz? - było to bardziej żądanie niż pytanie.
Zmierzyłam go wzrokiem. "W sumie... Co to go obchodzi?"
- Po co ci to?
- Chcę chronić moich... No i muszę chronić ciebie. - w jego oczach, zdawało się, błyszczała duma.
Czułam, że mogę mu zaufać.
- Powiem ci... - westchnęłam i przymknęłam powieki. - Wiem, że był aniołem, ale się zbuntował. Powiedział, że dostał wilczy bilet - uśmiechnęłam się na wspomnienie jego słów. - I wiem, że ty także jesteś aniołem... - otworzyłam oczy i spojrzałam w jego nieskazitelnie błękitne tęczówki. - Dobrze zrozumiałam?
- Mówił coś jeszcze...?
- Możliwe... - wzruszyłam ramionami. - Nie jestem pewna...
- Okej...
- Jeszcze mówił do mnie Iris... Może ty mi powiesz, dlaczego?
Wzrok chłopaka nagle zmienił obiekt obserwacji ze mnie na bardzo interesujące półki z książkami.
- Marcel... Mówię do ciebie! - warknęłam, chwytając go za ramię.
- Sam ci powie... Jak przyjdzie czas.
Westchnęłam i opadłam na poduszki.
- Mam ci jednak coś do przekazania...
- Co chcesz jeszcze...? - mruknęłam, zakrywając twarz rękami.
- Pomiędzy dwoma światami rozdarta,
zawieszona na linii nienawiści,
odrodzić może pradawne,
jeśli tylko odpowiednio wybierze. - oczy chłopaka błyszczały turkusem, gdy mówił.
- Co? - wydusiłam, patrząc na niego spomiędzy palców.
- Żegnaj, Iris.
Blondyn zniknął, gdy mrugnęłam.
- Czuwam - usłyszałam cicho wypowiedziane słowa. Zdawały się unosić w powietrzu wokół mnie, gdy pochłaniał mnie sen.
***
W kuchni na blacie leżała kartka. Szybko wzięłam ją do ręki i przeczytałam: WYBIERZ DOBRZE, IRIS.
Jak oparzona odrzuciłam kawałek papieru. Na ręku zakołysała się srebrna bransoletka. Nagle zdałam sobie sprawę, że dotykam wszystkiego wokół mnie nawet nie martwiąc się o szczypanie.
Szybko wypiłam napój z kubeczka i wybiegłam z domu, prosto w wielką zaspę śniegu. Tarzałam się po nim jak małe dziecko. Chichotałam radośnie, kiedy słońce zakryły mi dwa cienie. Kiedy zobaczyłam, kto to, coś przewrociło mi się w żołądku.
- Chodź z nami, Iris... Wskażemy ci drogę...
***
Obudziłam się zalana potem. Do moich drzwi ktoś się dobijał. Nie przypominałam sobie, żebym zamykała je na klucz...
Westchnęłam.
- Mogłybyście się same otwierać...
Nagle do pokoju wpadła Wiki z bezcenną miną. Zaczęłam chichotać.
- Przestań się śmiać, młoda - warknęła starsza siostra. - Lepiej mów co to spowodowało takie wrzaski...
Przełknęłam ślinę. Nie byłam pewna, czy mówić Wiki o moim śnie.
- Nic nie mów! - usłyszałam.
- Słucham...? - zapytałam głupio. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie powiedziała tego Wiki, a mój wczorajszy późny gość...
- No, Melka, mów czemu tak się darłaś - przewróciła oczami i opadła na fotel.
- Nie... Nie pamiętam - wydusiłam niepewnie. - Babunia zrobiła śniadanie?
- Już dawno śpiochu - uśmiechnęła się do mnie i wstała. - Czeka na ciebie na dole - przyjrzała mi się uważnie. - Nowa moda na spanie w ciuchach? - parsknęła. - Weź, włóż coś na siebie i leć do kuchni. Babunia się wczoraj niepokoiła...
10/04/2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz