Stałam wpatrując się w jego plecy. Skórzana kurtka opinała jego, jak zauważyłam, umięśnione ciało.
- Nie jest ci zimno w tej kurtce? – zapytałam bez namysłu.
Brunet zaśmiał się cicho.
- Nie.
Po chwili ciszy dodał:
- Takim jak ja zimno nie jest. Gorąco też nie.
Wciąż stał do mnie tyłem. Na tle zaśnieżonego lasu bardzo się wyróżniał. Ręce włożył do kieszeni przetartych lewisów. Wyglądał na wyluzowanego, jednak czułam, że to tylko maska. W głębi bał się moich pytań.
- Dlaczego?
- Co: "dlaczego"? - mruknął.
- Mam wiele pytań "dlaczego?" - uśmiechnęłam się. - Zacznę od... dlaczego tutaj jesteśmy?
Westchnął. Po chwili odwrócił się do mnie i powiedział:
- Bardzo sentymentalne miejsce. Lubię tu przebywać.
Zauważyłam, że mówiąc o tym jego oczy stają się nieobecne, jakby widział właśnie coś, co miało miejsce bardzo dawno temu; tak dawno, że nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Pomyślałam, jak bardzo pragnęłam w tej chwili przeniknąć do jego umysłu. Niespodziewanie ocknął się z dziwnego zamyślenia trwającego dłuższy moment – jego oczy znów zaczęły dostrzegać otaczającą nas rzeczywistość. Rozejrzał się dookoła.
-No i jest tu całkiem ładnie - wzruszył ramionami. - Wystarczy?
- Dlaczego sentymentalne?
- Stało się tu coś ważnego. Ważnego dla mnie. Mimo że minęły… wieki, dziś znaczy to dla mnie tyle samo, co wtedy. Jednocześnie kocham i nienawidzę wspomnienie tego dnia.
- Chcesz mi powiedzieć, co się stało?
- Rozmawiałem tu z wyjątkową osobą. – uśmiechnął się z nostalgią.
"Kochał ją" - przemknęło mi przez głowę.
- W porządku...
- Marzniesz. Nie owijaj w bawełnę. - mruknął. – Pytaj i opuszczamy to urocze miejsce.
- Nie mów mi co mam robić - wycedziłam przez zęby. Od zawsze wolałam sama decydować o sobie.
Nagle uderzyło mnie, jaka bierna byłam przez ostatnie miesiące. Jakbym trwała w letargu, półżywa. Jakbym była marionetką w marnym teatrzyku ulicznym. Jakbym była pod hipnozą...
- Co mi robiłeś przez ostatnie miesiące z głową? Z wolną wolą...? Ze MNĄ?! – ostatnie słowa wykrzyczałam.
- Taka sztuczka... Nie chciałem, żeby coś ci się stało. A wiedziałem aż za dobrze, że nie byłabyś posłuszną dziewczynką i nie utrzymałyby cię w domu twoje... hm, nazwijmy je opiekunkami...? - chłopak wyrzucił z siebie praktycznie na jednym wdechu.
- Milusio. Praktycznie się nie znamy a ty mi tu wyskakujesz z "wiedziałem aż za dobrze" - prychnęłam.
- Znam cię bardzo dobrze, Melanio. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Nie wiedziałam co myśleć. Dominik był bardzo pewny siebie. Starannie dobierał słowa. Nie pozwalał, by zapanowały nad nim emocje.
Też musiałam być twarda. Trzeba wziąć dwa głębokie wdechy i uspokoić się. I pytać...
- Skąd mnie niby znasz...? - zmrużyłam oczy.
Brunet nic nie odpowiedział. Stał nieruchomo.
- Skąd mnie tak dobrze znasz? Kim jesteś, by tak mówić? No bo chyba nie Bogiem...! - warknęłam. - Powiesz w końcu?!
Chłopak westchnął.
- Oj, nie umiem ci odmawiać, kochanie... Nigdy nie umiałem, wiedziałaś o tym zawsze. I wykorzystywałaś to, gdy tylko mogłaś... - powiedział cicho i odwrócił się do mnie tyłem.
Nie miałam pojęcia o czym on do mnie mówi. Wpatrywałam się jak sroka w gnat w jego plecy.
- Że co...?
- Podejdź. Dotknij.
- O czym ty do cholery gadasz, Dominik?!
Odwrócił się w moją stronę. Jego oczy były teraz bardziej stalowe niż kiedykolwiek. Chwycił moją rękę i podsunął do środka jego pleców. Próbowałam wyrwać rękę, jednak trzymał ją zbyt mocno, bym mogła się wyszarpnąć.
Pod palcami poczułam coś miękkiego. Puścił mnie. Z ciekawością obeszłam chłopaka dookoła i przyjrzałam się jego tyłowi. Czarna, skórzana kurtka. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i jeszcze przed zerknięciem palców z kurtką poczułam coś pod palcami. Było to miękkie jak... pióra.
- Co... co to... Co to ma znaczyć? - wyjąkałam, gładząc coś niewidzialnego.
- Mówiłem już... Nie jestem zwykłym człowiekiem. Nie jestem człowiekiem.
- Opowiedz! - zażądałam.
- Iris... Tyle czasu minęło, a ty zupełnie się nie zmieniłaś...
- I-Iris...? Człowieku, ogarnij się - mruknęłam. - Jestem Melka, Melania Lis. Nie wiesz z kim rozmawiasz?
- Jak zawsze - odwrócił się przodem do mnie. – Niepotrzebnie aż tak się wczuwasz w swoje ludzkie role.
Stalowooki wpatrywał się uważnie w moje oczy. Chciałam uciec. Przerażał mnie jego wzrok. Twardo utkwiony w moich źrenicach. Jakby chciał wyczytać mi z twarzy moje myśli... Może rzeczywiście to robił?
- Wiesz, co znaczy twoje prawdziwe imię, moja kochana Iris?
- Przestań mówić do mnie Iris! Jestem Melania! - krzyknęłam.
Zaśmiał się.
- Buntownicza jak zawsze.
- Przestań! Nie wiem o czym mówisz! Nie lubię zagadek!
- Dobrze, kochanie - uśmiechnął się. – A teraz chodź stąd, bo zmarzniesz. – wydał mi polecenie głosem nieznoszącym sprzeciwu. Jakby wiedział lepiej.
- Nie. Najpierw mi wszystko wyjaśnisz, Dominiku. - stwierdziłam i przeszłam kawałek dalej, by usiąść na wystającym nad śnieg pieńku.
Chłopak poszedł za mną. Stanął obok i oparł się o pień brzozy.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko - odparłam. - Od początku.
Westchnął. Chyba go troszeczkę zirytowałam...
- Dobrze. To lepiej okryj się tym, bo trochę to potrwa... - podał mi koc, który wziął "z powietrza". - Może jednak przejdziemy gdzieś, gdzie będzie cieplej...? Co, Iri... Melanio?
- Okej. - westchnęłam z rezygnacją. - Zdaję się na ciebie - mruknęłam, wstając.
Bez słowa chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę zaśnieżonej dróżki.
***
Ściany miały bardzo ładny czekoladowy kolor, światło wydobywało się z lamp owiniętych delikatnymi kremowymi zasłonkami. Ciemne stoliki ozdobiono kremowymi obrusikami i małymi bukiecikami bordowych róż. Cała kawiarnia była bardzo przytulna. Dziwne, że nigdy na nią nie wpadłam wcześniej.
Dominik wciąż trzymał mnie za rękę, kiedy weszliśmy do środka. Kręciło się tam sporo zakochanych par.
Tuż po przekroczeniu progu owionął mnie słodki zapach gorącej czekolady, kawy z mlekiem i ciast.
- Pani pozwoli - powiedział brunet, puszczając moją dłoń i wyciągnął ręce po moją ciepłą kurtkę.
Ściągnęłam ją i podałam mu, ruszając na poszukiwania wolnego stolika.
Usiadłam w samym kącie kawiarni i czekałam na chłopaka. Po chwili przyszedł z dwoma filiżankami parującej czekolady.
- Zaraz przyniosą szarlotkę. Wiem, że ją lubisz.
Kiwnęłam głową. "To moje ulubione ciasto... Skąd on to wie?!". Pytania w mojej głowie mnożyły się.
- Możesz zacząć - szepnęłam, podsuwając do siebie gorący napój.
Rozejrzał się wokół niepewnie, jakby sprawdzał czy na pewno nikt nas nie podsłuchuje.
- Kiedyś byłem kimś innym. Ale wszystko się zmieniło, nabrało innego znaczenia. – powiedział opanowanym, ale jednocześnie twardym głosem. Czułam jego wewnętrzną siłę, bijącą energię i waleczność. Nigdy bym mu tego nie wyznała, ale prawda była taka, że imponował mi. Co więcej – instynktownie czułam respekt.
- Zacznijmy może od tego kim byłeś a kim jesteś teraz? - westchnęłam.
Milczał ze wzrokiem patrzącym w dal, której ja nie mogłam dostrzec. Po raz drugi tego dnia obserwując go, widziałam osobę, której świat nie ogranicza się do przysłowiowego „tu i teraz”. Jego rzeczywistość wykraczała poza moje wyobrażenia. Głupiałam. Czułam się przy nim jak małe dziecko, nieświadome niebezpieczeństw czyhających na niego w groźnym otoczeniu. Jego twarz stawała się coraz bardziej nieprzenikniona – do tego stopnia, że bałam się przerwać tę dręczącą ciszę. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie podjęła tego ryzyka.
- Mam dość. Powiedz, co masz powiedzieć, nie przedłużaj. - przewróciłam oczami, starając się sprawić wrażenie przynajmniej w połowie tak opanowanej jak on. Chciałam udowodnić mu swoją siłę, bo miałam dość ciągłego lekceważenia. Wyprostowałam się, uniosłam podbródek, zmrużyłam oczy i delikatnie nachylając się w jego stronę, zdecydowanie powiedziałam – Teraz powiesz mi prawdę o sobie.
Również się nachylił i spojrzał mi prosto w oczy. Serce zabiło mi mocniej. Obawiałam się tego, co mogę usłyszeć, ale już nie było odwrotu.
- Iris. Jestem aniołem.
Podeszła do nas kelnerka, niosąca na tacy talerzyki z ciastem.
- Smacznego - mrugnęła do Dominika, stawiając zamówienie na stoliku. Po chwili już jej przy nas nie było.
Patrzyłam na niego wyczekująco, ale nic nie powiedziałam. Poczułam się jak w dziwnym śnie, tylko przebudzenie wydawało mi się beznadziejnie odległe. To co właśnie się działo, było doskonałym dowodem świadczącym o tym, że nic nie jest takie, jakim się wydaje. Albo że powinnam odwiedzić najbliższy zakład psychiatryczny.
- Byłem aniołem. Podobnie jak mój brat. Zbuntowałem się – tu zaśmiał się ironicznie – i dostałem wilczy bilet. Teraz trudno określić mój status.
Momentalnie spoważniał i dodał tonem pełnym majestatu – Wiem, co robić. Nie musisz się bać. Dla nich wszystko jest czarno-białe; ja jestem ponad to.
Znowu zapadła cisza. Miałam wrażenie, że dręczący paraliż objął nie tylko moje ciało, ale wszystko dookoła, jakby świat stanął w miejscu. Nawet powietrze zgęstniało i utrudniało mi swobodny oddech. Ten krótki monolog streszczał w sobie odpowiedź na wszystkie dręczące mnie od miesięcy pytania, jednak chaos i dezorientacja w mojej głowie sprawiły, że pojawiła się armia nowych niejasności, które pragnęłam, aby mi teraz wyjaśnił. Niestety, byłam w stanie wydusić z siebie tylko jedno słowo.
- Słucham?
- Dobrze usłyszałaś. Nie będę się powtarzał - zauważyłam, że na jego talerzyku zostały same okruszki, a z filiżanki już dawno musiała przestać lecieć para. - Idziesz ze mną, Iris? - szepnął, wstając.
- Melania - mruknęłam, odkrajając sobie kawałek szarlotki.
- Idziesz...?
- Jem - odparłam.
Westchnął. Myślałam, że z powrotem usiądzie naprzeciwko mnie. Jednak tak się nie stało. Zostawił na stole filiżankę z talerzykiem i skierował się do wyjścia.
Poczułam, że nie mogę tak po prostu pozwolić mu wyjść. Wstałam i pobiegłam za nim.
- Jednak? - zapytał z kpiącym uśmiechem i podał mi kurtkę.
- Nie skończyliśmy rozmawiać - prychnęłam, udając pewność siebie. - Ładnie to tak przerywać rozmowę i wychodzić bez pożegnania? - otworzył przede mną drzwi.
Zimny wiatr owionął nas i rozwiał mi włosy.
- Iris, zawsze musisz postawić na swoim, co? - ruszyliśmy przed siebie.
Po chwili ciszy zapytałam:
- Kim jest Iris?
Dominik przymknął oczy i odparł:
- Nie tutaj. Nie teraz... Potem ci powiem.
28/03/2013